Strona główna | Mapa serwisu | English version
artykuły
artykuły
Wywiady N. S. Łazariewa udzielone moskiewskiej telewizji,

w serii programów „Bumerang"

Część I

Reporterka: O mojej podróży do Indii można by powiedzieć słowami lorda Henry: „Dobrze pamiętam, że się ożeniłem, ale nie przypominam sobie, że zamierzałem to zrobić". Sprzyjające okoliczności pojawiały się same, moja rola polegała wyłącznie na tym, aby się im nie sprzeciwiać. Ilość zbiegów okoliczności i „przypadków" przeszła w wyraźną regułę. Jednym z nich było to, że moim sponsorem okazał się prezes firmy „Hermes Planeta" -Włodzimierz Aleksiejewicz Morożenkow. Wspominam go nie tylko z powodu oczywistego uczucia wdzięczności. Stanie się to jasne w dalszym ciągu mojej opowieści. Zarówno do Indii, jak i po Indiach byłam prowadzona, a przebieg zdarzeń można by nazwać mistyką. Jeśli Państwo nie wierzycie - spójrzcie sami: U wjazdu w Himalaje stoi świątynia, poświęcona bogini Nauli. Należy się tu zatrzymać, by oddać cześć miejscowej bogini. Nie uczyniliśmy tego. Ekspedycja spieszyła się, gdyż chcieliśmy przed zmierzchem dotrzeć do doliny Kulu i... zlekceważyliśmy tutejszy obyczaj. Oszczędziliśmy 5 minut, jednak po przebyciu kilku kilometrów straciliśmy prawie godzinę na wymianę koła. Przypominając sobie, jak zakończyła się podobna sytuacja dla oblubieńca Tamary w Lermontowskim „Demonie", cieszyłam się, że i tak „wykupiliśmy się tanim kosztem". Cieszyłam się zbyt wcześnie. Z doliny Kulu należało jeszcze wyjechać. Na razie byliśmy tam i wreszcie mogłam przeczytać „Diagnostykę karmy". Droga (autora książki) Siergieja Nikołajewicza Łazariewa ku bioenergetyce wiodła przez kolejne etapy - poznawania magii, elementów czarów oraz metod ludowych uzdrowicieli i znachorów.

Łazariew: Wiele jeździłem po kraju, ucząc się tych metod. Za każdym razem, analizując nową informację, chciałem znaleźć pierwotną przyczynę, zrozumieć - co jest źródłem rodzinnych nieszczęść, dlaczego istnieją wymierające rody, dziedziczne choroby. Oczywistym było dla mnie, że geny nie mogą być źródłem tej informacji. Jest ona przechowywana i przekazywana potomkom wyłącznie w postaci pola (struktury energetyczno-duchowej). Choroba, to jeden z mechanizmów rozwoju ducha. Informacja o tym zawarta jest we wszystkich świętych księgach. Filozoficzne nauki Wschodu potwierdzają, iż podstawą są tu ciała subtelne. Biorąc za punkt wyjścia klasyczne pojęcie karmy, uważałem, że człowiek choruje, ponieważ coś naruszył. Jednak chorując i cierpiąc, winien być świadom zaistniałych wykroczeń, doskonalić siebie duchowo i poszukiwać nowych dróg rozwoju. Kiedy rozpoczynałem pracę, działałem po prostu jako bioenergoterapeuta. Miałem jedyny cel - była to potrzeba wyleczenia człowieka. Zacząłem oddziaływać na ludzkie ciało, działałem za pomocą dłoni lub wprost mówiłem: Niechaj ten człowiek wyzdrowieje! Człowiek zdrowiał, był nawet zdrowszy niż przedtem. Działałem rękami, potem stosowałem masaż punktowy. Wypróbowałem wszelkie możliwe sposoby oddziaływania na człowieka. Później zrozumiałem, że jest to „czarna skrzynka", gdyż nie wiem - czym leczę i jak leczę. Zrezygnowałem z tego. Postawiłem sobie zadanie: pojąć -czym jest człowiek oraz jak go leczyć? Zrozumiałem, że choroba przychodzi z pola i wpływa także na nie. Później ujrzałem w polu złożone struktury. Oddziaływałem na nie i po prostu likwidowałem. Uważałem, że wszystko jest bardzo proste. Potem, kiedy po raz pierwszy ujrzałem, że deformacja struktur poła związana jest z etyką człowieka, byłem wstrząśnięty. Zobaczyłem, jak ścisłe zdrowie związane jest z etyką, z systemem wartości. Ujrzałem, że nieprawidłowy postępek człowieka, czyn agresywny - doprowadza w rezultacie do deformacji pola. Karma - to prawo przyczynowości, czyli mówiąc o karmie, mówimy o istnieniu człowieka w czasie, o „ciele czasowym". Człowiek ma w przestrzeni ciało, zajmujące określony obszar. Ma on także „ciało w czasie", zajmujące nie jedno życie. Ciało to kształtuje się, tworzy - poprzez postępowanie człowieka i jego stosunek do życia. Czego więc potrzebuję, aby zmienić karmę? Muszę zmienić swój los, bo karma i los - to nierozłączna całość. Co to jest mój los? Los i charakter - to także nierozdzielna całość. Zmieniając charakter, człowiek zmienia swój los, swoją karmę, czyli zmienia samego siebie. Co to jest charakter? Charakter-to postępowanie oraz reakcja na otaczający świat. Zmieniając stosunek do otaczającego świata - zmieniam charakter, los i karmę. Wynika z tego, że nasz stosunek do świata w ostatecznym rozrachunku może zmienić dowolną karmę. Kiedy przypomnimy sobie Łotra na Krzyżu, to znajdziemy znakomity przykład tego, jak zmieniając swój stosunek do świata, człowiek może zmienić wszystko. Nie tylko siebie, lecz i otoczenie. Oddziaływanie na los zachodzi nie poprzez otaczający świat, ale przez wewnętrzne struktury. Wszystko zaczyna się od mego stosunku do zdarzeń, które przeminęły lub które zachodzą aktualnie. Okazuje się, że zmieniając stosunek do już zaistniałych wydarzeń, mogę zmienić przyszłość. Jest to niezwykle ważny fakt, którego nie ma w filozofii Wschodu. W tej filozofii rozumienie karmy jest bardzo surowe: „Ty to zrobiłeś - ty za to odpowiesz! „. Tylko tak i nie inaczej. W chrześcijaństwie rozumienie prawa karmy poszło o wiele dalej, chociaż mało, kto zdaje sobie z tego sprawę. Po pierwsze - w chrześcijaństwie odkryto następujące prawo: zmieniając swój stosunek do przeszłości, można zmienić i siebie, i swój los, i swoją przyszłość. Właśnie w chrześcijaństwie zjawiło się pokajanie - skrucha. Poprzez skruchę, pokajanie — człowiek może zmienić przeszłość oraz zmienić przyszłość. Tak więc chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do hinduistycznego widzenia świata, jest bardzo silnie skierowane ku przyszłości. Proszę zwrócić uwagę - niemożliwe jest w filozofii hinduizmu, że Łotr na Krzyżu wyraził skruchę lub po prostu uświadomiwszy sobie wszystko - przemienił się. Ten właśnie przykład mówi, że chrześcijaństwo uczyniło krok dalej w rozumieniu praw karmy. Wcześniej pozostawałem pod wpływem filozofii hinduizmu. Byłem więc wstrząśnięty tym, co wykazały moje badania. Zobaczyłem, że choroba jest zsyłana na człowieka nie tyle za to - co zrobił, ale po to - by nie uczynił czegoś w przyszłości. Zrozumiałem, że jest to całkowicie imię spojrzenie. Zawsze uważałem, że choroba - to rozrachunek za uczynki. Okazuje się jednak, że człowiek często choruje po to, aby nie uczynić czegoś w przyszłości. Tu właśnie zmienia się podejście. Karma - to nie tylko przeszłość, ale i przyszłość. Zobaczyłem, że pozostajemy w bezustannej relacji ze zdarzeniami, które zajdą w przyszłości. Jeżeli jesteśmy nieprawidłowo ukierunkowani, to przyszłość zaczyna na nas oddziaływać, między innymi chorobami, dlatego - żebyśmy w przyszłości prawidłowo siebie prowadzili. To znaczy, że teraz pojęcie karmy przenosi się bardziej na wydarzenia przyszłe niż przeszłe. Pewnego razu zatelefonowała do mnie z innego miasta nieznajoma kobieta. Powiedziała, że ma bardzo niedobre wyniki badań i lekarze nie mogą jej już pomóc. Zapytałem - dlaczego zabija w sobie miłość? „Proszę nie zabijać w sobie miłości i wszystko będzie dobrze" -powiedziałem. „To jest właśnie przyczyną Pani choroby". Kobieta odrzekła: „Jakże mam nie zabijać miłości, przecież on mnie zdradził!". Odpowiedziałem: „Nie on Panią zdradził, ale poprzez niego Panią zdradzono".
Ostatnimi czasy ludzkość na tyle zabsolutyzowała sprawy ziemskie, że zatraciła poczucie mądrości Wszechświata. Natomiast kontakt z Boskością przynosi zrozumienie, że cały Wszechświat jest żywą istotą i wszystko, co się dzieje, jest bardzo rozsądne. Nie chaotyczne -lecz mądre. Kiedy pojawia się to właśnie poczucie - człowiek zaczyna zdrowieć. Powiedziałem więc: , Jeśli została Pani zdradzona, to przyczyna tkwi w Pani samej. Po drugie - to nie człowiek Panią zdradził, to poprzez tego człowieka Panią zdradzono. Jeśli to Pani przyjmie, zaakceptuje i uwierzy w logikę faktów - wtedy Pani odczuje poprawę. Takie zdarzenia są w każdym wypadku nakierowane na ratowanie duchowych struktur. Powtarzam - proszę zrozumieć, że Pani logika, to logika ciała. Przyzwyczaiła się Pani nią myśleć i posługiwać. Ciało Pani jest teraz chore i sądzi Pani, że to katastrofa. Jednak zapomina Pani, że właśnie przy ograniczeniu potrzeb ciała fizycznego, aktywizują się duchowe struktury. Wyobraźmy sobie taką sytuację: idziemy po mieście i ktoś nas popchnął — to popchnął nas Wszechświat. Zostaliśmy skrzywdzeni - to skrzywdził nas Wszechświat. Ktoś nadepnął nam na nogę - to Wszechświat nadepnął, posługując się konkretnym człowiekiem. Kiedy Pani poczuje, że , że obcuje z nami Wszechświat i Boskość - wtedy wszystko u Pani ulegnie poprawie." Kobieta zatelefonowała do mnie za tydzień i powiedziała, że czuje się doskonale i analizy są w normie.
Moje badania wykazały, że dowolna sytuacja, dotycząca człowieka, jest skierowana na jego dobro. Dowolna. Człowiek - to wzajemny związek ciała i ducha, które tworzą pole. Pole jest priorytetowe - priorytetowe są jego potrzeby. Rozmaite sytuacje „pracują" więc w pierwszym rzędzie na struktury duchowe. Kiedy człowiek to poczuje - zmienia się jego stosunek do wszelkich zdarzeń przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Wtedy ten człowiek jest już w harmonii. To poczucie mądrości świata zagubiono w XVII–tym wieku. Wówczas zasada: człowiek - Panem przyrody, odcięła nas od kontaktu z Boskością. Z powodu tego paradygmatu nasze czyny i światopogląd zaczęły ulegać deformacji. Zasada „choroba za coś" - jest klasyczną zasadą wschodniej filozofii. Coś uczyniłem - została mi dana choroba - i będę się męczył. W filozofii Wschodu choroba jest karą, zaś w chrześcijaństwie tym, co nie daje ludziom grzeszyć. W chrześcijaństwie zmienia się stosunek do choroby. Choroba -jest dobrem dla ducha. Jeśli zachoruję - otrzymuję to po to, by moja dusza mogła się oczyścić. Nie zawsze mogę to pojąć, ale jeśli wewnętrznie czuję, że choroba - to nie najważniejsze, wówczas pozbywam się agresji. Agresja rodzi się poprzez przylgnięcie człowieka do spraw ziemskich. Długo to obserwowałem. Proszę zauważyć, że w mojej pierwszej książce zawarłem wyniki następujących dociekań: nienawiść - rodzi chorobę, zazdrość - rodzi chorobę, poczucie krzywdy - rodzi chorobę. Jednak nie wiedziałem, dlaczego jeden człowiek nienawidzi, a inny - nie. Okazało się, że nienawiść rodzi się z powodu przywiązania do spraw ziemskich. Im silniejsza jest gloryfikacja spraw ziemskich (jest to związane z ciałem), tym mocniej włączają się negatywne emocje. Odczuwając mądrość tego świata, czuję, że choroba dana mi jest w konkretnym celu. W celu zwiększenia kontaktu z Boskością. Kiedy to rozumiem - zdrowieję. Na chorobę zaczynam patrzeć nie jak na karę, której nie sposób anulować. Nie jak na coś, co muszę odpracować. Chorobę postrzegam jako dźwignię rozwoju, która znika, gdy zaczynam wzrastać. Jest to całkowicie mnę podejście do choroby, zupełnie inne postrzeganie struktur duchowych. Choroba - jako niezbędny czynnik w rozwoju człowieka.

Reporterka: Rozmowy o karmie kontynuowaliśmy w czasie naszej podróży do doliny Kulu. Tu, w Himalajach, twierdzy filozofii Wschodu, jej starożytna mądrość wydawała się oczywista i prosta. Nawet w prądzie górskich potoków. Jedne z nich mkną spiesznie, rozbijając się o kamienie (czyż nie są to nasze „kamienie obrazy"?). Tracą przy tym lepszą, być może, część swoich zachwycających kropelek. Inne zaś (a jest ich wyraźnie mniej) płyną z mądrością, trzymając się koryta. Równocześnie docierają do tego samego oceanu, gdzie oba potoki nikną, jednocząc się z tym, z czego powstały. I tam, w oceanie, krople potoków z pewnością częściej wspominają czasy, kiedy były lodem na szczytach gór, niż ten okres krótkiego biegu od gór do oceanu. Okres, który tak szybko się skończył, że w ogóle nie warto o nim wspominać. Ten, który się nie spieszył - więcej widział, więcej czuł i pamiętał. Czyż podobnie nie jest z wolnością naszej woli? Chociaż ani początku, ani drogi, ani OCEANU nie jesteśmy w stanie zmienić - to jednak sposób płynięcia wybieramy sami.

Łazariew: Każdą komórkę swego ciała organizm prowadzi w 90 - 98%. Czy ma ona osobistą wolę? Tak. Kiedy jednak jej własna wola zaczyna górować nad wolą organizmu -staje się ona komórką nowotworową. Możemy mówić o indywidualnej, osobistej woli tej komórki, ale powinniśmy też pamiętać, że polecenia organizmu winny być priorytetowe w każdym przypadku. Tak samo jest z człowiekiem. Człowiek - to komórka Wszechświata. Jego osobista wola oraz wolność wzrastają w miarę tego, jak poznaje on prawa Wszechświata. Jeżeli chciałbym zwiększyć swoją wolność, powinienem odczuć - w jakim stopniu jestem zależny. Ludzie mówią mi często: „Oto może Pan zmienić karmę, widzi Pan wszystkie zdarzenia, jakie zachodzą w strukturach pola. Pan, można rzec, rozstrzyga ludzkie losy". Jednak, kiedy widzę, w jakim stopniu jestem zależny i z jaką wirtuozerią prowadzony, wówczas wszystko, co (komuś z boku) wydaje się władzą, w pełni i aż nadto neutralizuje się poprzez poczucie mojej zależności. Im więcej mam możliwości wpływania na otaczający świat, tym mocniej czuję swoją zależność od niego. Istnieje tu walka przeciwieństw: im większa jest moja osobista wola i własne możliwości, tym silniej włącza się mechanizm mojej zależności. Dlatego wolność woli... och, rozumie Pani: istnieje świadomość, zorientowana na ciało i jest podświadomość, nakierowana na Wszechświat. Gdy mówimy - o woli i wolności - to są pojęcia świadomości. Podświadomość natomiast - to zupełnie inny obszar. To są dwie przeciwstawne rzeczy, jest to sprzeczność. Dlatego zakres osobistej woli człowieka jest określany w zależności od stopnia jego zgodności z prawami Wszechświata. W czym zawiera się sens moich podstawowych badań? Dane mi było zajrzeć „za kulisy". Wszyscy ludzie - to „aktorzy", którzy grają na „scenie". Jednak nie widzą oni, że mechanizm prowadzący ich -znajduje się za kulisami. Wszedłem za kulisy i ujrzałem, co się tam odbywa. Jest to płaszczyzna, na której widoczne są struktury karmiczne, tam widać jak odbywa się kierowanie ludźmi. Widoczne są te „niteczki", za pomocą, których odbywa się kierowanie naszym postępowaniem, naszym losem. Kiedy to zobaczyłem - zrozumiałem, że dowolne zdarzenie, dotyczące każdego z nas, skierowane jest na doskonalenie naszych struktur duchowych. Spostrzegłem, że absolutnie wszystko, co się wydarza z człowiekiem, nie jest przypadkowe na subtelnej płaszczyźnie. Odczucie stopnia tej zależności było czymś nieprawdopodobnie trudnym do zaakceptowania. Później zrozumiałem, że spowodowane tą informacją przygnębienie wynika z tego, że nie jesteśmy jeszcze doskonali. Biblia wyraża to w bardzo interesujący sposób. W filozofii Wschodu świadomość jest praktycznie zdławiona (tam człowiek jest nikim, człowieka - nie ma; wszystko jest tylko iluzją). Oznacza to niepodzielne panowanie podświadomości, a z tego królestwa jest wyjście do obszaru Jedności całego Wszechświata. Oto zasada wschodniej filozofii - zlikwiduj wszystkie pragnienia, zlikwiduj uczucia i zlikwiduj wszystko, co ziemskie - a staniesz się jednością z Bogiem. Tutaj pojęcia ziemskości w ogóle nie ma. W chrześcijaństwie zachodzi już równowaga: „to jest Boskie, a to - ziemskie". W tym aspekcie chrześcijaństwo wzniosło zrozumienie o stopień wyżej niż filozofia Wschodu, gdyż „ziemskie" może już w nim zaistnieć. Co to znaczy - „ziemskie"? Jest to świadomość. W chrześcijaństwie funkcjonują dwa systemy myślenia, zamiast jednego, jak na Wschodzie. Dlaczego wielu z tych, którzy w latach 70-tych zajmowali się aktywnie jogą, trafiało do klinik psychiatrycznych? Ponieważ niszczyli oni drugi, bardzo ważny element - świadomość. Właśnie ta świadomość, która potrafi być w równowadze, bardzo pięknie przejawia się w biblijnych przypowieściach. Bóg może absolutnie wszystko. Jednak człowiek ,rozrabia" i Boga nie słucha. Wynikałoby z tego, że człowiek ma prawo wyrażać swą własną wolę i nie podporządkować się Bogu. Bóg „nie dopilnował" i człowiek „coś tam zjadł". Wychodzi na to, że człowiek może okłamać Boga. Oto jest zasada triumfu świadomości. Świadomości, która stawia siebie ponad Boga. Jest to normalne i oczywiste - to jest zasada i prawo świadomości. Dlatego są takie właśnie przypowieści, w których Bóg bardzo dziwnie wygląda. Bóg jak gdyby może wszystko, ale gdy tylko zderza się z człowiekiem - bardzo wiele Mu „nie wychodzi". Człowieka nie jest w stanie uczynić „normalnym". Nie może przewidzieć jego postępowania. Dlatego go karze. Wszystko to wygląda jak dziecinna zabawa, lecz zawarta jest w tym kolosalna filozoficzna potęga. Pozwala ona świadomości na „utrzymywanie się przy życiu", gdy następuje kontakt ze Wszechświatem. Świadomość jest niesłychanie krucha. Jest jak bańka mydlana, która może pęknąć przy zetknięciu z kolosalnym mechanizmem podświadomości. Aby świadomość mogła przetrwać, powinna być ogrodzona, zabezpieczona. W chrześcijańskiej filozofii taką właśnie jest. Jeśli czytała Pani literaturę z zakresu magii, to Pani wiadomo, że pierwszą zasadą maga jest „odłączenie" świata, wyłączenie świadomości w tym celu, żeby ją ocalić. Jeśli wchodzi 011 z otwartą świadomością do świata podświadomości - ginie. W jodze jest podobnie. Jogin patrzy na punkt, zatrzymuje (wyłącza) świadomość i tylko po tym fakcie ma prawo do „wychodzenia gdzieś tam". Wszyscy, którzy nie znają tego elementarnego prawa, wprost giną. Kończą schizofrenią lub śmiercią. Dlatego istnieją zasady pracy z polem (a myśl i pole - to jedno i to samo) i praw tych przestrzegać należy bardzo skrupulatnie.
Nie jest ważne, z jakim schorzeniem przychodzi do mnie człowiek - czy jest to choroba onkologiczna, astma, wrzód żołądka, depresja czy choroby skórne - istotne jest, że zawsze obowiązuje jeden i ten sam schemat. Jego cel jest jeden - przybliżyć człowieka do Boskości. Zachodzi to w sposób następujący: komórka powinna pracować w pierwszym rzędzie na potrzeby organizmu, a na siebie - potem. Komórka kocha najpierw organizm, a potem -siebie. 80% komórka oddaje organizmowi, resztę bierze sobie. Pierwsza myśl komórki - to myśl o organizmie, potem o sobie. Dlaczego? Jeżeli pierwszą myślą komórki będzie myśl o sobie, to zacznie ona powolutku, niepostrzeżenie brać coraz więcej dla siebie i stanie się zrakowaciała. Przestanie podporządkowywać się organizmowi. Paradoks polega na tym, że komórka nie widzi organizmu. Widzi otaczające ją komórki, które dają jej - i tlen, i składniki odżywcze, i wszystko, co niezbędne. Wówczas w komórce może zrodzić się poczucie, że źródłem jej szczęścia są otaczające komórki. Jeżeli to wrażenie będzie się w niej podtrzymywało i zacznie ona pracować według tego schematu, powstanie tkanka rakowata -nowotworowa. Tak, więc komórka, chociaż nie widzi całości organizmu, powinna kochać go bardziej niż to, co jest widoczne i co daje jej szczęście bezpośrednio. Człowiek widzi wokół siebie rodzinę, dzieci, pracę, samochód, działkę i może pomyśleć, że są to źródła jego szczęścia. I pomyli się. Kiedy będzie sądził, że w tym zawiera się jego szczęście, upodobni się do nowotworowej komórki w ciele Wszechświata. Dlatego też człowiek, nie widząc Boga (człowiek Boga nie widział i nie zobaczy), powinien kochać Go bardziej niż wszystko to, co widzi. Ponieważ wszystko, co on widzi jest wtórne! Dlatego w epoce Mojżesza, kiedy ludzie modlili się do złotego cielca, on wpadał w ten tłum i zabijał ich. Dlaczego? Wydawałoby się -cóż może być bardziej naturalne, oczywiste? Złoto daje mi pożywienie, daje mi odzienie, złoto daje mi schronienie. Jest to źródło mojego szczęścia i o nie się modlę. Wszechświat jednak walczy z człowiekiem, który zaczyna pracować wyłącznie na siebie. Skutkiem jest śmierć, zachorowanie cięższe lub lżejsze, rozmaite urazy, albo też utrata „ziemskiego". Na przykład: swoją działkę, swój dom letniskowy stawiam ponad Boga. Wtedy mogę umrzeć i wówczas dacza nie będzie mi potrzebna. Mogę zachorować, a więc szczególnych życzeń nie będę miał. Dacza może także spalić się. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego istnieją złodzieje? Dlatego, że istnieją ludzie, którzy dla pieniędzy gotowi są wyrzec się Boga.
Oznacza to, że jakakolwiek utrata tego, co ziemskie, nie jest przypadkowa, lecz uwarunkowana moją niedoskonałością. Jeśli spaliła się moja dacza, to prawdopodobnie zbyt się do niej przywiązałem. Jeśli zgubiłem pieniądze, to wskazuje, że zbyt do nich przylgnąłem. W tym momencie niezwykle ważny jest fakt, jak będę reagował. Jeśli będę rozpaczał po utracie pieniędzy, znaczy, że wewnętrznie nie przestałem ich kochać i jeszcze więcej będę je tracił. Jeśli natomiast mam do powyższego zdarzenia stosunek taki, jak wcześniej opisałem -„wszystko wedle woli Boga" - wtedy mój program absolutyzacji pieniędzy zostaje zakończony. Przykładem może być kobieta, która podlega temu procesowi. Otrzymuje męża, który pieniędzy nie umie zarabiać, lub nie ma do tego zdolności, albo mu się nie chce. Taka sytuacja - to jej leczenie. Kobieta, dla której absolutną wartością jest rodzina, dostaje męża, który nie bywa zbyt często w domu. Może on mieć „nieciekawy" charakter lub zawód, który nie pozwala mu przebywać w domu, albo lubi hulanki i pije. Wszystko to również nie jest przypadkowe. Dlatego taka żona może robić wszystko, co zechce, ale jeśli wewnętrznie nie osądza jego postępowania - program absolutyzacji rodziny zamyka się.

R: Nie zdążyłam zakończyć czytania książki w czasie pobytu w Kulu, gdyż przyszła pora powrotu do Delhi. Odjechaliśmy już dosyć daleko, kiedy jeden z członków ekspedycji przypomniał sobie o prośbie radży, byśmy obowiązkowo odwiedzili boginię Nauli w jej własnej świątyni. Nie widziałam tej świątyni i byłam bardzo rozgoryczona pominięciem jej, bowiem związana z nią legenda była niezwykła. W tej właśnie chwili nasz autobus zepsuł się. Dalsza jazda była niemożliwa. Należało wracać i reperować samochód, który nie ciągnął pod górę. Rzecz jasna, zaledwie wróciliśmy do Kulu, niezwłocznie wyruszyliśmy w góry, do świątyni. Po drodze zapominalski student Sasza opowiedział, że był już w niej. Kiedy wychodził z owej świątyni, chciał dać pieniądze braminowi. Tamten odmówił twierdząc, że zapłacimy, bo wszyscy jeszcze wrócimy do świątyni. I oto wróciliśmy. Zaledwie ujrzałam świątynię bogini Nauli, przypomniałam sobie epizod z książki Thomasa Andrew ..Szambala - Oaza Światła". Lama przyprowadził autora do identycznej, jak ta studni, bogini Tany. Powierzchnia wody pokryła się najpierw oparami, a potem stała się jak lustro i Thomas zobaczył naszą planetę. Spowijały ją gęste czarne, szare, czerwone i brązowe chmury. Od czasu do czasu przenikały je intensywne rozbłyski błękitnych, różowych i złotych promieni. Lama rzekł: „Obserwujesz mentalne (myślowe) i emocjonalne wibracje, które wypromieniowuje ludzkość. Szary obłok - to egoizm, zaś niebieskie rozbłyski - to duchowe dążenia mniejszości. Jednak zatapiają je fale strachu, namiętności, trwogi, chciwości i nienawiści. Czarne chmury Ziemi mogą być rozpraszane przez rozbłyski, wypromieniowane jako duchowe reakcje grup ludzkich. Narody Ziemi powinny zrozumieć, że czas ukrzyżowania i dobrotliwych proroków już minął. Zaczyna się walka ponadludzkich sil kosmicznych przeciwko złym mocom Ziemi, które zatruwaj ą przestrzeń Układu Słonecznego. Przemówią one błyskawicami, grzmotami i gwiezdnym deszczem. Tym niemniej istnieje sposób, aby przestroga władców karmy została usłyszana, a którą my, ich słudzy, powinniśmy przekazać. My, strażnicy kulturowego dziedzictwa zaginionych cywilizacji, otworzymy sekretne, tajne magazyny w Egipcie i ukażemy istnienie wysoko rozwiniętej nauki i techniki w dalekiej przeszłości. Na swoich telewizyjnych ekranach widzowie zobaczą oszałamiające zdobycze epoki, które istniały przed tysiącleciami. Wniosek będzie oczywisty. Wy także możecie stać się martwą cywilizacją, w istnienie, której, po upływie 10 tysięcy lat -nikt nie uwierzy. Nie podążajcie za przykładem Atlantydy!"
Kontynuowaliśmy podróż po Indiach. Jechaliśmy łykając kurz i na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów obserwowaliśmy monotonny krajobraz. Należy pobyć w Indiach, żeby się przekonać jak dobrze (w porównaniu z ich mieszkańcami) żyje się nam. Brud i bieda okazują się nie mniej fantastyczne, niż rozkosze przyrody. Ale ludzie są czyści i bezpośredni jak dzieci. Mało różniła się też od innych droga do świętego miasta Brindawan, gdzie zaproszono mnie do aszramu pewnego mahatmy. Na bazie tego aszramu Swami Sri Padżi utworzył duchowy uniwersytet. Sądziłam, że odwiedzę go przelotnie, ale stało się inaczej. Aszram mieścił się w pięknym pałacu, którego architektura uwzględniała wszystkie osobliwości tutejszego klimatu i sposobu życia. Nad wejściem był sanskrycki napis - dewiza akademii. Przetłumaczono mi go następująco: „Współcześni uczeni przywracają starożytną wiedzę". Omal nie upuściłam kamery: przecież mottem moich programów ,bumerang" jest właśnie „Powrót starożytnej wiedzy na płaszczyznę naukową"! To nie mógł być tylko przypadek... Postanowiłam nie wyjeżdżać, zanim nie spotkam się ze Swamim Sri Padżi (co w przekładzie znaczy „idący śladami Boga"). Spędziłam trzy dni na oczekiwaniu. Chociaż on sam prawie się nie pojawiał, czułam bezustannie jego obecność. Zezwolono mi na filmowanie wszystkiego i wszędzie, z czego też korzystałam. Moją uwagę przykuł do siebie od razu młody człowiek o imieniu Neki. Nie wiem, jakie jest jego prawdziwe imię. W przeszłości był znanym międzynarodowym dziennikarzem i czołowym społecznym działaczem Lidii, człowiekiem błyskotliwym, wykształconym i bogatym. Jedno jedyne spotkanie ze Swamim zmieniło jego los. Porzucił świeckie życie i długo walczył o prawo zamieszkania w aszramie. Wreszcie uzyskał zezwolenie pod warunkiem, że będzie zamiatał podwórze. Zgodził się. Było to 11 lat temu. Dopiero przed rokiem przeniesiono go do kuchni. Przez cały dzień obserwowałam go, wreszcie postanowiłam zadać retoryczne pytanie: czy nie żałuje swego wyboru? Przetłumaczenie odpowiedzi nie było potrzebne - jego oczy, to oczy szczęśliwego człowieka. Było mi jednak smutno, mimo wszystko wydawało się, że rację ma Łazariew...

Ł: Rzecz w tym, iż struktura duchowa ludzkości w miarę upływu czasu ulega rozlicznym, decydującym zmianom. Taki jest rozwój, „do tej samej rzeki nie można wejść dwa razy". Dlatego doświadczenia sprzed tysięcy lat... Otóż, gdy przeglądałem (starożytne) modlitwy, widziałem, że „pracowały" one w określony sposób przez dwa tysiące lat. Teraz jest inaczej. Ich wpływ, ich działanie - jest o wiele słabsze. To znaczy - są mantry, które już „zgasły", które już „nie pracują". „Pracowały" doskonałe 6 tysięcy łat temu. Teraz są one szkodliwe, ponieważ zmieniła się energetyka. A energetyka - jest to nasze pojmowanie świata. Czy zmienił się nasz stosunek do świata? Zmienił. To znaczy, że system (duchowy) powinien być adekwatny do sposobu widzenia świata. W związku z tym każdy, kto zaczyna zajmować się jogą lub czymś, co „pracowało" znakomicie 4 tysiące lat temu, zmierza przeciwko Boskości. Taki człowiek, „rozwala" sobie karmę i wszystko inne. Ponieważ absolutyzacji a jakiejkolwiek metody, wziętej z przeszłości - to zawsze przegrana. Człowiek powinien reagować i postępować odpowiednio do czasu, w którym żyje. Aktualny czas wymaga od człowieka, aby był joginem i człowiekiem „ziemskim" równocześnie. A jest to bardzo trudne. Księgi piszą o tym, co można osiągnąć dzięki jodze. Jednak teraz nie da się tego osiągnąć - księgi opisują doświadczenia sprzed paru tysięcy lat. O ile dawniej, na drodze określonych ćwiczeń, można było uzyskać jakiś efekt, to obecnie nie. Może być efekt zewnętrzny, jednak wewnętrzny rezultat będzie zupełnie inny. Obserwowałem przez cały rok struktury pola pewnego młodego człowieka, który przez cały ten czas jadł tylko skiełkowano ziarna pszenicy. Stwierdziłem, że w jego polu pojawiła się ogromna duma i agresja. Zobaczyłem deformację struktur duchowych. Wszystko dlatego, że tę skiełkowaną pszenicę postawił ponad Boga. Uczynił z niej bożyszcze. Oznacza to, że nasz stosunek do świata może nas zdławić lub podźwignąć. Jakakolwiek absolutyzacja czegoś, jakiekolwiek ukierunkowanie, prowadzące do czynienia bożyszcza (z czegokolwiek lub kogokolwiek) okazuje się odcięciem, odwróceniem od całego Wszechświata. Taki efekt daje zasada postawienia czegoś ponad Boga. Jest to kolosalne naruszenie duchowe, które charakteryzuje obecnie bardzo wielu ludzi, również hinduskich bardzo uduchowionych działaczy. Obecnie człowiek może być „mnichem w świecie". Powinien być świętym i człowiekiem czynu - jednocześnie. Człowiek, który chce być tylko działającym - „nie istnieje". Także ten, kto pragnie być tylko świętym, również wkrótce przestanie istnieć. Tak jest, choćby nas to dziwiło.

R: Drugie spotkanie było dosłowną ilustracją powyższych słów: przekazano mi prośbę Swamiego, abym poszła na medytację. Ustawiłam kamerę i przygotowałam się na grzecznościową nudę, gdy Natalia Michajłowna (nasz mdolog) zapytała czy wiem, kto gra na instrumencie. Okazało się, że to naczelnik tutejszego więzienia, najlepszy z uczniów Swamiego. Wiele razy prosił Swamiego, aby pozwolił mu opuścić zajmowaną posadę, lecz ten się nie zgadzał, uważając, że obecnie trzeba być „świętym" w społeczeństwie. Jego więzienie to coś unikalnego. Tak minął dzień, a Swamiego nie udało mi się zobaczyć. Po kolacji zapytałam Natalię Michajłowna, czy odpowie on na moje pytania. „Nie wiem" -ledwie zdążyła odpowiedzieć, kiedy równocześnie zauważyłyśmy na drzwiach napis, którego nie było, gdy udawałyśmy się na kolację. Podchodząc bliżej - przyjrzałyśmy się mu. Napis głosił: „Pod drzewem w milczeniu siedzi nauczyciel. Przed nim w milczeniu siedzą uczniowie, lecz on odpowiedział im na wszystkie ich pytania".

Część II

R: Każdy, kto przeczytał „Diagnostykę karmy" łatwo zrozumie, dlaczego natychmiast po powrocie do Rosji, pomknęłam do Sankt-Petersburga, do Łazariewa. Miałam zbyt wiele pytań. W ciągu trzech dni spotykałam się z Siergiejem Nikołajewiczem i rozmawiałam z nim wszędzie - w aucie, w domu, w gabinecie, a także w czasie przerw w przyjęciach pacjentów.

Ł: W mojej pierwszej książce mówiłem o badaniach, które pozwoliły na wyciągnięcie jednoznacznego wniosku. Agresja, nienawiść, poczucie krzywdy - to potencjalna choroba, to choroba w przyszłości. To jest wyraźnie połączone. Osądzanie, poczucie krzywdy, zazdrość, nienawiść - dają chorobę. To wszystko odkłada się w naszej podświadomości i jest przekazywane dzieciom, wnukom. Choroba - to nieprawidłowy światopogląd. Nie ma dziedzicznych chorób, to tylko określony światopogląd jest dziedziczny. Dlaczego tak się dzieje? Nasz światopogląd, nasza emocjonalna reakcja na wszystko - to właśnie nasze pole. Jeden i ten sam program, jedno i to samo postępowanie, dają zupełnie inny efekt z zewnątrz i od wewnątrz. Dlaczego? Zewnętrznie - stykamy się z tym światem, z tym oto pokojem, w którym siedzimy. Wewnętrznie - kontaktujemy się z całym Wszechświatem, z Bogiem. Dlatego zewnętrzna agresja jest dla Wszechświata obojętna, ale agresja wewnętrzna - jest dla tego Wszechświata bardzo niebezpieczna. To właśnie ona jest blokowana, bo wszystko wewnętrzne jest dla Wszechświata niebezpieczne. Dlatego Chrystus mówił:, .Pokochaj wrogów swoich!". Oznacza to, że z wrogami na zewnątrz można walczyć, ale wewnętrznie powinno się ich kochać. Ponieważ każdy mój wróg - jest na poziomie subtelnym zjednoczony ze mną. On jest mną. Takie właśnie wewnętrzne przyjmowanie tego, co się zdarza, pozwala człowiekowi być zdrowym. Moje badania mówią, że to, co dzieje się z człowiekiem, jest w pełni określone przez kody informacyjne jego pół. Oznacza to, że jakiekolwiek spotykające mnie zdarzenie, wyraźnie odpowiada memu polu. Jeżeli zmieni się konfiguracja pól - zmienią się okoliczności, które będą mnie dotyczyły. Stąd wniosek, że dowolne zdarzenie, które zachodzi z moim udziałem - „pracuje na mnie". Duchowe struktury, wg stopnia ważności, stanowią - 97%, a fizyczne tylko - 3%. Zasadnicze działanie ukierunkowane, więc jest na struktury duchowe. Jeżeli równocześnie myślimy logiką duchową i ziemską, wówczas rozumiemy, że dowolna sytuacja „pracuje" dla naszego dobra. Kiedy człowiekowi coś zostało dane, coś otrzymał - cieszy się i składa dziękczynienie Bogu. Jeśli to traci - nie cieszy się, jednak błogosławi Boga. W pierwszym przypadku - zostało dane ciału, w drugim - duchowi. W każdym przypadku człowiek „wygra". Bowiem każde zdarzenie, zachodzące z jego udziałem, „pracuje" na jego dobro. Jeżeli to czuje i wewnętrznie rozumie - ten człowiek jest już zdrów. Na przykład: dusza danej kobiety „zakotwiczyła się" na rodzinie, na stosunkach rodzinnych. Oznacza to, że każdy człowiek, który zerwał z nią stosunki, zdradził, odwrócił się, „zatruł" relacje - jest tym, który ją zbawia. Odbiera on w bezwzględny sposób (surowy dla ciała, a potrzebny duchowi) to co ziemskie, przybliżając ją do Boskości. Kobieta nie zawsze wie, czy jest „zakotwiczona" na stosunkach rodzinnych, czy nie. Jeżeli reaguje na zerwanie z ukochanym człowiekiem nienawiścią, osądzaniem, zazdrością, to znaczy, że jej „przylgnięcie" jest bardzo silne. Kiedy dana kobieta ma świadomość silnie „uczepioną" do relacji rodzinnych, to jest przygotowywana do życia rodzinnego następująco. Będąc młodą dziewczyną, uczennicą, przyjaźni się z kolegą z klasy. Zaczyna się zażyłość. To normalne. Nagle chłopak zakochuje się w innej dziewczynie, a poprzedniej nie chce znać. Czy jest to wstrząs? Tak, wstrząs, uraz. Dlaczego doszło do niego? Ponieważ im lepsze będą relacje z tym chłopcem, tym silniej jej dusza „zaczepi się" o te relacje. Tym silniej włączy się program rozpadu Wszechświata. Tym mniejsze będą szansę życia tej dziewczynki. Znaczy to, że dziewczyna ustawicznie będzie przeżywała zerwania z ukochanymi, ponieważ ukochanego „czepia się" ona silniej. Otóż właśnie jej stosunek do tych wydarzeń ustali, czy będzie chorowała, czy będzie miała dzieci i czy te dzieci będą zdrowe i szczęśliwe. Jeśli wewnętrznie odczuwa ona harmonię świata i potrafi - nie przyjmując z zewnątrz - przyjąć wewnętrznie, wówczas takie zerwanie stosunków będzie ją kierować ku górze. Jakikolwiek uraz, każdy dowolny stres - rodzi wybuch energii. Może się ona przekształcić w agresję, jeśli człowiek „uczepiony" jest spraw ziemskich. Skierowuje się ona wówczas przeciwko innym lub przeciwko sobie. Ale może też stać się energią silnego pchnięcia do rozwoju, energią podążania w górę. Dawniej, gdy człowiek tracił, mówił: „Boże, to jest Twoja wola". Dzięki tej wewnętrznej orientacji, wszystkie jego siły kierowały się na wzmożenie kontaktu z Boskością. Co z tego wynikało? Jeśli ukradziono mi pieniądze, modlę się i mówię: „Boże, daj mi miłość do Ciebie większą niż do pieniędzy!". Jeżeli spłonęła moja dacza, wewnętrznie rozumiem, że prawdopodobnie zapomniałem o Bogu, a „zapomniałem się" dla daczy. Właśnie takie, w pewnej mierze intuicyjne (a przecież dane nam w przykazaniach) podejście do świata - czyni człowieka harmonijnym. Kiedy człowiek wewnętrznie nie przyjmuje tego, co zaszło - nie przyjmuje zbawienia. Włącza się wówczas program agresji w stosunku do całego Wszechświata. Agresja ta zaczyna być wtedy unieszkodliwiana poprzez choroby. W przeciągu ostatnich 300-tu lat ludzkość, pracując wyłącznie na siebie, funkcjonuje jak guz nowotworowy na ciele Wszechświata. Jeśli „nie przełączy się" na Boskość - stanie się niezdolna do życia. Problem polega na tym, że zwyczajne wyłączenie tego, co ziemskie -obecnie nie jest możliwe. Aktualnie można przeżyć, funkcjonując na dwóch płaszczyznach równocześnie: zachowując ziemski porządek oraz usilnie skierowując się na kontakt ze wszystkim Prawdziwie Istniejącym. Właśnie to dążenie przejawia się w formie absolutnej wewnętrznej akceptacji tego, co się dzieje. Komórka nie zna logiki organizmu, lecz wewnętrznie akceptuje ją. Właśnie to, nie zawsze zrozumiałe odczucie, że „wszystko, co się wydarza - jest sprawiedliwe", nazywamy szczęściem. A najważniejszy wniosek - człowiek przeżywa lata i całe dziesięciolecia z określonym światopoglądem i to determinuje jego przyszłość. Jeżeli zmienia on swój stosunek do przeszłości, to zmienia się także jego przyszłość. Czyli - jeśli zrobimy przegląd życia i wydarzeń, które się w nim pojawiły oraz zmienimy stosunek do nich — zmienimy naszą przyszłość.

R: Przypomniał mi się epizod, o którym opowiedział Siergiej Nikołajewicz w drodze na zdjęcia.

Ł: Przychodzi do mnie pacjent, który mówi, że umierają jego bracia oraz ich żony. Wymiera cały ród. Powiedziałem: Pańska babka ze strony ojca zapoczątkowała nieprawidłowy stosunek do Wszechświata. To się w waszej rodzinie nasila i powoduje wymieranie rodu. Kobieta ta miała olbrzymie, prawie śmiertelne przywiązanie - do poczucia dumy, do rodziny i do pieniędzy. Przeniosła to wszystko z poprzedniego życia, ale mogła me podejrzewać siebie o to. Nie uświadamiała sobie obecności tych przywiązań. Przypominała kapitana, który się obudził i niby robi wszystko idealnie, ale okręt biernie unosi się na fali. Oznacza to, że ta jej sfera powinna być leczona. Mój pacjent zdziwił się i powiedział: „To niemożliwe, babcia była wspaniałym i dobrym człowiekiem. Miała ośmioro dzieci. Nie powiedziała nigdy nikomu złego słowa. A Pan mi mówi, że ona była pełna pychy!". Wyjaśniłem, że podświadoma pycha, podświadoma duma, może wcale się nie przejawiać. Jednak można ją leczyć i trzeba leczyć skutecznie, aby ją wstrzymać. Ponieważ podświadomość wpływa na Wszechświat. Dlatego ta kobieta musiała otrzymać męża, który powinien ją obrażać i poniżać (blokowanie dumy), nie przychodzić do domu (blokowanie patologicznego przywiązania do rodziny) i nie dawać jej pieniędzy (blokowanie przywiązania do pieniędzy). Jej mąż, jak się okazało, taki właśnie był. Pracował jako odźwierny, popijał, wyganiał ją. Ona zaś była cudownym, dobrym człowiekiem. Jednak nie akceptowała tego wszystkiego, a skoro nie akceptowała - proces ulegał nasileniu. Bracia pacjenta umierają więc z powodu dumy. Dlaczego umierają ich żony? Dlatego, że dumny człowiek jest zazdrosny, aż do nienawiści, a jego zazdrość - zabija żonę. Ród wymiera, ponieważ dobra, wrażliwa i przyjazna kobieta osądziła kogoś, kto nieprawidłowo się prowadził (według kryteriów ziemskiej logiki). Człowiek czterokrotnie odpowiada za to, co uczynił. Po pierwsze - za to, co zrobił w przeszłych żywotach. Po drugie - za to, co zrobił w obecnym życiu. Po trzecie - za to, co przekazał dzieciom. Po czwarte - za to, co przekazał wnukom i prawnukom. Czasem człowiek zachorowuje, by odpracować to, co (niewłaściwego) przekazał dzieciom lub wnukom. Dlatego choruje, żeby oczyścić struktury duchowe i żeby jego potomkowie zostali wśród żywych. Tak to wygląda. Do czego może doprowadzić brak wewnętrznej akceptacji? Rodzi się agresja, osądzanie, nienawiść. Osądzanie męża powoduje dumę. U dzieci ta duma zwiększy się. Zazdrość o męża spowodowana jest nadmiernym przywiązaniem do rodziny. U dzieci będzie ono jeszcze większe. Istnieją dwie logiki — ziemska i Boska. Weźmy na przykład kobietę, którą według kryteriów ziemskiej logiki jakiś mężczyzna - m z tego, m z owego - obraził i znieważył. Jeżeli posługuje się ona tylko ziemską logiką, to osądza go, obraża się itd. To zaś oznacza, że kieruje się ona zasadą komórki nowotworowej, co pracuje wyłącznie na siebie. Jeśli jednak mówi: ,Bóg będzie ci sędzią", to funkcjonują w niej już dwie logiki. Początkowo ziemska, która za jakiś czas zamyka się. Potem zaczyna pracować logika Boska:, Jeśli on tak postąpił, to znaczy, że tak nim pokierowano". Każda komórka prowadzona jest przez organizm w około 90 - 98%. Człowiek także jest prowadzony przez Wszechświat i Boga w 80 - 98%. Każdy człowiek jest w pierwszym rzędzie wykonawcą, a następnie autorem. Oznacza to, że najpierw każdym z nas „czynią", a potem - my czynimy. To, co nazywamy podświadomością, warunkuje sposób postępowania każdego człowieka. Przy czym świadomość kieruje postępowaniem maksymalnie w 20-tu procentach. Podświadomość - to pole, które kontaktuje się ze Wszechświatem. Każdy człowiek, to w pierwszym rzędzie wykonawca. Stąd wniosek, że jakikolwiek człowiek, który uczyni mi coś nieprzyjemnego - jest narzędziem. Poprzez niego coś jest „dokonywane". Kiedy to prawo rozumiem - odczuwam mądrość tego, co zaszło. W jakimś momencie pojawia się osądzanie, obrażam się. Potem jednak w głębi czuję, że to, co się stało - nie jest przypadkowe. Na przykład: jakiś człowiek choruje - współczuję mu i pomagam. Robię wszystko, aby mu ulżyć. Jednak wewnętrznie czuję - to nie jest przypadek, to nic spotyka go przypadkiem. Taki właśnie dwoisty stosunek rodzi liannonię. Jeżeli zaczynani głęboko współczuć, zaczynam współczuć mu wewnętrznie - zaprzeczam temu, iż choroba zbawia jego duszę. Wówczas także i ja mogę zachorować. Jeśli człowiek choruje i męczy się, ja natomiast „pluję na to" - również mogę zachorować. Ponieważ jest to zdrada i odtrącenie człowieka. Dobre zdrowie i normalny los gwarantują nam wyłącznie: absolutna wewnętrzna akceptacja zaistniałych, zdarzeń oraz zewnętrzna zmiana tego, co nazywamy światem. Kiedy ,,punkt oporu" dotyczy pieniędzy - pieniądze stracimy. Wszystko wtedy łatwo się zrównoważy - dusza odbuduje się, odnowi. Moja dusza „przylepiła się" powiedzmy, do daczy. Staje się wtedy pełna dumy i agresji. Dacza się spaliła - dzięki temu jestem w równowadze. Jeśli „punkt oporu" dotyczy zdolności, duchowych jakości lub rozumienia świata (to wszystko także jest „ziemskie"), trudniej jest to usunąć. Jak to wygląda? Oto przychodzi do mnie człowiek, któremu mówię, żeby nie robił głupstw, l cn robi je nadal. Jeśli go zaczynam osądzać, znaczy - „uczepiłem się" rozumienia świata. A to daje bardzo silną „pożywkę" dla pychy: „ja mam rację, a on nie ma racji". Każdy człowiek tępy, mądry, zdolny, uparty, każdy - prowadzony jest przede wszystkim przez Wszechświat prowadzony jest przez Boga. Jeśli osądziłem tępego - jestem uzależniony" od zdolności i sposobu rozumienia świata. Rodzi się dziewczynka, ma olbrzymią dumę. Otrzymuje takich rodziców, którzy ją świadomie lub nieświadomie poniżają i obrażają. Tak oto ratowane jest jej życie. Jeżeli tego wewnętrznego programu nie ma - zaczynają się choroby. A propos - jąkanie się - bardzo skutecznie blokuje dumę. Jeśli mało tego wszystkiego - pojawia się ciężka patologia, do śmiertelnej włącznie. Teraz właśnie przekazałem tę informację, którą podaję zwykle podczas leczenia.
 
Więcej na stronie  http://nuntius.pl/  diagnostyka karmy i inne części w formie książkowej.
Czekaliśmy na to długo :)
:-p